czwartek, 22 kwietnia 2010

MIŁOŚĆ

OBOWIĄZEK


Masz obowiązek wobec każdego, kogo spotkasz, a tym obowiązkiem jest miłość. Jeśli spotkasz biednego, cierpiącego nędzę, to obowiązek swój możesz spełnić w sposób bardzo prosty. Będziesz usiłował zaspokoić najpilniejszą jego potrzebę tym, bez czego się możesz obejść. Jeśli brakuje mu strawy, to podziel się z nim swoją. Jeśli nie ma dachu nad głową, to jak dalece jest dla ciebie możliwe, przygotuj albo postaraj mu się o niego. Jeśli brak mu odzieży, to zważ na słowa: Kto dwie suknie ma, niechaj udzieli temu, który nie ma. Postępuj według rozkazu Boga, danego nam przez proroka Izajasza (rozdz. 58,7): „ Ułamuj łaknącemu chleba twego, a ubogich wygnańców wprowadź do domu twego; ujrzysz li nagiego, przyodziej go, a przed ciałem swoim nie ukrywaj się”. Dalej mówi nam: Jeśli wylejesz łaknącemu duszę swoją (w. 10). Nie tylko chleb, odzienie, dach nad głową, ale twoje serce. Każdy czyn pomocy wykonuj więc w poczuciu pełnej współczucia miłości. Jeśli spotkasz człowieka samotnego – ofiaruj mu chwilę swojego czasu. Daj mu sposobność podzielenia się tym, co czuje, wypowiedzenia się. Wysłuchaj go, okaż zainteresowanie, współczucie, niechaj troska jego serca stanie się twoją własną troską. Cierpienia samotnych i nie zrozumianych są wielkie. Przez cierpliwe wysłuchanie i słowo pociechy możesz spełnić Jezusowy czyn miłości! Nie zaniedbaj takiej chwili!
Jeśli spotkasz kogoś, na kim spoczywa przekleństwo win, nie odwracaj się od niego. Usiłuj zdobyć jego zaufanie. Skieruj to udręczone serce ku wielkiemu Nosicielowi krzywd, „Który spracowanych i obciążonych woła do Siebie”. Daj mu sposobność, aby przez dobrowolne wyznanie znalazł ulgę i odciążenie. Taka święta służba kapłańska jest najwyższym czynem miłości. Jeśli wiesz o jakimś chorym nie zaniedbaj odwiedzin. Monotonnie i powoli upływają godziny i dni na łożu choroby. Twoje odwiedziny mogą przynieść pociechę, światło, radość i pokrzepienie. Jeden kwiatek, wierszyk, obrazek czy pieśń będzie tam poselstwem Bożym. Najskuteczniej uczyni to wiersz ze Słowa Bożego, świadectwo opowiedziane z własnych doświadczeń serca i modlitwa, świadcząca o duchu i mocy. Podsuniesz choremu wartościowy materiał do cichego rozmyślania, wzmocnisz na drogę cierpień i dasz błogie przeświadczenie o Bożej i ludzkiej miłości.
Jeśli spotkasz starca lub staruszkę – objaw swoją miłość w delikatnej powściągliwości i poważaniu, które się starości należy. Przyjazna rozmowa, wnikanie w świat myśli starca, który żyje wspomnieniami, sprawi radość i pokrzepi takie strudzone serce, obok którego ludzie zatroskanego świata przechodzą śpiesznie, obojętnie.
Miłość obowiązuje cię również wobec każdego dziecka, które spotkasz na swej drodze. Uśmiechnij się do dzieciny, spraw mu jakąś małą radość, powiedz słowo o wielkim Przyjacielu dzieci, naucz jakiegoś wersetu lub wierszyka. Jedne maleńkie ziarnko, posiane we wczesnej młodości, przyniosło często dobre owoce.
Jeśli zobaczysz kogoś uginającego się pod ciężkim brzemieniem – staraj się w miarę swoich sił zdjąć to brzemię, albo uczynić lżejszym. Masz miejsce w pojeździe, to zabierz kogoś zmęczonego, idącego pieszo. Często małe sposobności otwierają serce dla „radosnego poselstwa” i sprawiają, że nieznajomy chętnie przyjmie od ciebie jakieś drukowane słowo.
Okaż każdemu towarzyszowi podróży uprzejmość i gotowość służenia pomocą. Traktuj go jak człowieka, który ma prawo do twojej miłości. Wyciągnięcie ręki, albo dobrowolne odstąpienie lepszego miejsca doprowadziło często do wartościowej wymiany słów.
Tym, którzy są smutni, przygnębieni ciężkimi przeżyciami – należy się szczególnie nasza miłość i współczucie. Powinni odczuć, iż nie dźwigają tego ciężaru cierpienia sami. „Jeśli jeden człowiek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki” (1 Kor. 12,26). Nie tylko członki Chrystusa maja prawo do naszej troskliwej miłości, ale także biedne, pozbawione spokoju i pociechy dzieci tego świata. Cierpią one jeszcze dotkliwiej i bardziej gorzko, gdyż cierpią bez Boga. Twoja miłość nauczy ich wierzyć w Miłość Bożą, a nawet w samego Boga Miłości.
Zarówno ludzie radośni winni odczuć Twoją miłość. „Weselcie się z weselącymi się!” (Rzym. 13,15). Czasem jest łatwiej smucić się z zasmuconymi, aniżeli z radosnymi cieszyć. Weź serdeczny udział w cudzym szczęściu! Pozwól sobie o nim opowiadać i ciesz się nim, jak gdyby było twoim własnym. Będziesz mógł zrobić to jednak tylko wtedy, gdy cię miłość Chrystusa na wskroś przeniknie i gdy dla bliźniego zapomnisz siebie.
Jeśli koło ciebie przechodzić będą ludzie, na pozór powierzchowni, próżni i żądni uciech, nie odwracaj nie odwracaj się od nich z niezadowoleniem lub cichą pogardą. Często tam, gdzie się tego najmniej spodziewamy, tai się tęsknota za prawdziwą treścią życia i niemy krzyk wołający o wyzwolenie z więzów świata i nędzy grzechu. Dosłyszysz go, jeśli postarasz się w świętej, szukającej, bezinteresownej miłości wniknąć przez zewnętrzną skorupę do wnętrza.
Stanie tez na twej drodze wielu innych, którzy nie zostali tu wymienieni. Należą do nich zobojętniali, szarzy ludzie dnia codziennego ze swymi drobnymi troskami i zainteresowaniami, do krańcowości impulsywna młodzież ze swymi pragnieniami ideałów lub szczęścia, nerwowo chorzy i melancholicy ze swym własnym światem cierpień i śmiertelnego smutku. Ujrzysz wśród nich złamanych życiem, którzy doświadczyli w więzieniach i poza więzieniami, w różnych zakładach i szpitalach, grozy, przekleństwa grzechu i surowości Boga wobec tych, którzy ważyli się przekroczyć Jego przykazania.
Ujrzysz nieszczęśliwe niewiasty i dziewczęta, które z własnej lub cudzej winy zostały zwiedzione a teraz nie wiedzą co począć ze sobą i swoim życiem. Ujrzysz przepracowaną, znużoną kobietę i matkę, która prawie załamuje się pod ciężarem domowych trosk i wysiłku pracy zawodowej. Wreszcie bezrobotnych, pozbawionych możliwości zarobkowania, którzy cierpiąc za winy lub niewinnie, odmówić sobie muszą najwyższego ziemskiego dobra, jakim jest praca, obowiązek, cel istnienia.
Wszyscy ci ludzie i wielu, wielu innych, tutaj nie wymienionych, mają prawo do twojej miłości, do twojego współczucia, do twojego serdecznego zainteresowania i w wielu przypadkach do twojego słowa, a nawet wspierającego czynu.
Masz więc jakiś obowiązek, zadanie wobec wszystkich, chociażby nim była tylko serdeczna myśl, pozdrowienie lub wspomnienie w cichej modlitwie.
Jesteś powołany ku błogosławieństwu. Bądź więc błogosławieństwem dla wszystkich, z którymi się spotkasz!
Kto pozostaje w miłości, zostaje w Bogu i Bóg w nim.

środa, 21 kwietnia 2010

DUCHOWE PRZEBUDZENIE

KIEDY ZACHODZI POTRZEBA DUCHOWEGO PRZEBUDZENIA

1. Kiedy brak jest miłości braterskiej i chrześcijańskiego zaufania pomiędzy wyznawcami religii, jest to znak, że przebudzenie duchowe jest bardzo potrzebne - wówczas wyrywa się głośny krzyk do Boga o ożywienie Jego dzieła. Gdy chrześcijanie pogrążyli się w stanie wielkiego upadku w grzech, wówczas nie mają, a nawet nie powinni mieć wzajemnie do siebie takiej miłości i zaufania, jak mieli wtenczas, kiedy byli wszyscy ożywieni, czynni i gdy prowadzili świętobliwe życie. Miłość ku dobroczynności może być taka sama, ale nie tak jest z miłością, która mogłaby płynąć z zadowolenia z istniejącego stanu rzeczy. Bóg miłuje wszystkich ludzi miłością płynącą z dobrej woli ku nim, ale uczucie miłości, które miałoby charakter zadowolenia z istniejącego stanu rzeczy, ma wyłącznie w stosunku do tych, którzy żyją świętobliwie. Również chrześcijanie nie mogą się miłować, i nie miłują siebie nawzajem miłością płynącą z zadowolenia z istniejącego stanu rzeczy, albowiem miłują się tylko w tej mierze, w jakiej są świętobliwymi. Jeśli bowiem chrześcijańska miłość jest miłością, którą się żywi w stosunku do podobieństwa Chrystusa w tych, którzy są jego własnością, to taka miłość może mieć miejsce tylko w takim wypadku, gdzie to podobieństwo prawdziwie i oczywiście istnieje. Dana osoba musi odbijać piękno oblicza Chrystusowego, musi być do Niego podobna i musi objawiać Jego Ducha, zanim inni chrześcijanie będą mogli w stosunku do niej pałać tą miłością, która jest zadowolona z danego stanu rzeczy. I dlatego nadaremno byłoby wzywać chrześcijan, aby wzajemnie się miłowali miłością, która pochwala istniejący stan rzeczy, gdy pogrążyli się w głupocie grzechu. Wtedy bowiem nie widzą w sobie niczego takiego, co mogłoby pobudzić ich do tego rodzaju miłości. I dlatego jest rzeczą niemal niemożliwą, aby czuli się w stosunku do siebie inaczej, jak się czują w stosunku do grzeszników. Sam fakt tylko, że należą do jakiegoś zboru czy kościoła, albo to, że spotykają się od czasu do czasu przy Stole Pańskim, nie jest wystarczającym, aby w sercach ich stworzyć chrześcijańską miłość - jeśli nie widzą w sobie nawzajem prawdziwego podobieństwa Chrystusowego.

2. Gdy są nieporozumienia, zazdrości i obmówiska pomiędzy wyznawcami religii, wówczas wiadomo, że nastał czas, w którym wielce potrzeba duchowego przebudzenia. Te rzeczy wskazują bowiem na to, że chrześcijanie bardzo się oddalili od Boga i że już jest najwyższy czas, aby poważnie zastanowić się nad potrzebą duchowego przebudzenia. Sprawa religii nie może rozkwitać, jeśli takie rzeczy istnieją w zborze, a nie ma żadnej innej mocy, która mogłaby takim rzeczom położyć kres, jak tylko duchowe przebudzenie.

3. Dalszym znakiem, że konieczne jest przebudzenie, jest objawienie się w zborze ducha światowości. Objawia się to w ten sposób, że chrześcijanie pragną przypodobać się temu światu co się tyczy ubioru, używania wymyślnych pojazdów, przyjęć towarzyskich, szukania świeckich rozrywek, czytania rozmaitych powieści i innych tego rodzaju książek, jakie czyta ten świat. Wszystko to wyraźnie wskazuje na to, że dany zbór znajduje się daleko od Boga, że głęboko stoczył się w dół i pogrążył się w grzechu, wobec czego istnieje wielka potrzeba duchowego przebudzenia.

4. Gdy zdarza się w zborze, że członkowie jego wpadają w straszne i skandaliczne grzechy, wówczas nastąpił czas, aby dany zbór się obudził i krzyczał do Boga o duchowe przebudzenie. Jeśli mają miejsce takie rzeczy, które dają okazję wrogowi naszej duszy, aby się z nas naśmiewał, wówczas nastąpiła chwila, aby zbór zaczął wołać do Boga i prosić: “Panie, co się stanie z chwałą Twojego wielkiego imienia?”

5. Jeśli w zborze albo też i w całym kraju jest duch rozterki i rozerwania, wówczas bardzo potrzeba przebudzenia. Prawdziwy duch religijności nie jest duchem rozerwania i nie może być błogosławieństwa w rozwoju życia religijnego tam, gdzie istnieje duch rozerwania.

6. Należy szukać duchowego przebudzenia wtedy, kiedy niegodziwi tryumfują nad zborem i naśmiewają się i szydzą z jego członków.

7. Wtedy, gdy grzesznicy beztrosko i głupio brną w grzechu i wpadają do piekła, o nic się nie martwiąc, nastąpił czas, aby zbór się obudził. Zbór ma obowiązek w tej samej mierze się obudzić, jak mają obowiązek obudzić się strażacy, kiedy w wielkim mieście wybucha w nocy pożar. Kościół właśnie powołany jest do tego, aby gasić pożary piekła, które pożerają i niszczą niegodziwych. Spać? Co, mieliby spać strażacy i pozwolić na to, aby całe miasto się spaliło? Co by pomyślano o takich strażakach? A jednak wina ich w żadnej mierze nie dałaby się porównać nawet z winą tych wierzących chrześcijan, którzy śpią, podczas kiedy wokoło nich grzesznicy w głupocie swojej wpadają w ogień piekielny.

niedziela, 11 kwietnia 2010

PRAWDA

Wierne posłuszeństwo odpowiadające otrzymanemu poznaniu, prowadzi do zdrowego i owocnego umacniania w łasce oraz w poznaniu (2Pio.3,18) i jest najlepszą ochroną przeciwko zwodniczym sztukom szatana, który jest ojcem kłamstwa i wrogiem prawdy. Wszędzie tam, gdzie prawe ludzkie serca korzyły się w posłuszeństwie przed Bogiem i ulegały w prostocie zajaśniałemu im światłu Prawdy, Bóg uczynił je, w miarę ich uzdolnień i sfery działania, nosicielami światła oraz świadkami prawdy i użył je jako narzędzia błogosławieństwa. Choć poglądy tych ludzi i ujęcie nauki były różne - zależne od wpływu ich otoczenia, wychowania i czasu, w jakim mogli dać wyraz temu promieniowi powierzonej im znajomości Prawdy, w słowie i w czynie, w życiu i świadczeniu i stać się błogosławieństwem nie tylko dla swych współczesnych, lecz także dla potomnych.
Chrystus, Król Prawdy, prawda sama, uważał ich za godnych, aby zamieszkać w ich sercach i posługiwać się nimi ku zbawieniu dusz, bez względu na ich sposób wykładania prawd biblijnych i pewne odchylenia dogmatyczne. Oni mieli Chrystusa, a w Nim Prawdę, wszystko inne było ludzkie, doczesne i jako zbędne usuwało się z biegiem czasu na dalszy plan. Spojrzenie na całość zapala i jednoczy.

wtorek, 6 kwietnia 2010

„Generał William Booth wkracza do nieba”



„Wściekle się Booth umiał bić, gdy werbli zabrzmiał zew…

Czy ciebie też obmyła Baranka krew?

Gdy w niebie Booth zjawił się,
Chór świętych rzekł: już jest!

Czy ciebie też obmyła Baranka krew?

Za nim wlokła się armia trądem skażonych ciał,
Dalej zbiry i dziewki, które kto chciał, to miał.
Z zaułków i rynsztoków, gdzie występek się krył,
Szły serca pełne męki, dusze rozbite w pył.

Czy ciebie też obmyła Baranka krew?

Przez tłumy co klęczały u progu niebieskich bram,
Zbliżał się do żołnierzy łagodny Chrystus Pan.
Booth spojrzał, Jezus spojrzał,
Trwali tak kilka chwil i wiarus z płaczem klęknął,
Bo w Świętym miejscu był.

Czy Ciebie też obmyła Baranka krew?

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

MODLITWA


"Ten, komu obca jest religia komory modlitwy, nie może być chrześcijaninem. Ten, kto nie trwa w społeczności z żywym bogiem, nie może być chrześcijaninem. Ten kto nie porzuca każdego znanego mu grzechu, nie może być chrześcijaninem.. Ten, kto nie chce uznać za grzech tego, co Boży Duch w Swym Słowie uznał jako znieważające Chrystusa, nie może być chrześcijaninem. Nie; grzech nie może mieszkać w komnatach Bożego ludu, nie może być wprowadzony w Jego obecność, nie można mu pobłażać w najświętszym miejscu. Ci, którzy w głębi serca trwają przy swoich bożkach, których grzechy są jak przeszkody przed ich oczami, nie są chrześcijanami. Są tylko fałszywymi parafianami i zwodzicielami samych siebie. Znajomość z Bogiem jest celem boskiego życia. Jeśli ktokolwiek z was się przed tym wzbrania i odsuwa się od Jego obecności, daje dowód na to, że nie zna Chrystusa ani Jego zbawienia, Gdybyście znali, dołożylibyście wszelkich sił, aby wpatrywać się w Jego święte i doskonałe cechy, jako liczne miejsca schronienia dla swej duszy."
(urywki z kazań Wliama Burnsa)

niedziela, 4 kwietnia 2010



Święta Wielkanocne (Easter)
Popatrzmy teraz na Easter (święta Wielkanocne). Co oznacza termin Easter sam w sobie? Nie jest to nazwa chrześcijańska, lecz ma pochodzenie Chaldejskie. Easter to nic innego jak Astarte, jeden z tytułów Beltis, królowej nieba. Kult Bel'a, czyli Baal'a, czyli Moloch'a i Astarte czyli Ishtar, został bardzo wcześnie wprowadzony do Brytanii wraz z Drusami, "kapłanami gajów".
Dziś jeszcze praktykowane jest w Brytanii przeskakiwanie czyli przejście przez ogień. Jest to faktycznie część starożytnego kultu Baal'a i osoba, na którą padł los niegdyś była palona w ofierze. Zapłacenie fantu wykupuje ofiarę. Jeśli więc Baal był czczony w Brytanii, to nie trudno uwierzyć, że jego współmałżonka Astarte była również uwielbiana przez naszych przodków, i że od Astarte'y, której imię w Niniwie była Ishtar, religijne uroczystości kwietniowe, tak jak to dziś jest praktykowane, zostały nazwane imieniem Easter - ten miesiąc, wśród naszych pogańskich przodków, był nazywany miesiąc-Easter.
Festiwal, o którym czytamy w historii Kościoła, pod nazwą Easter, w trzecim lub czwartym wieku był całkiem innym festiwalem niż ten, jaki się obecnie obchodzi w Kościele Rzymskim, i w tamtym czasie nie był znany pod nazwą Easter. Był nazywany Pascha, lub Passover (Przejście, Ominięcie) i mimo, że nie ustanowiony przez Chrystusa ani przez Apostołów, był bardzo wcześnie obchodzony przez wyznawców Chrześcijaństwa, na wspomnienie śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
Ten festiwal oryginalnie zbiegał się z czasem Żydowskiej Paschy, kiedy Chrystus został ukrzyżowany, okres, który, w dniach Tertuliana, pod koniec drugiego wieku, jak wierzono przypadał na 23 marca. Festiwal nie był bałwochwalczy i nie był poprzedzony Wielkim Postem. Okres czterdziestu dni abstynencji Wielkiego Postu został bezpośrednio zapożyczony od czcicieli bogów Babilońskich. Taki czterdziestodniowy Wielki Post "na wiosnę roku", jest ciągle obchodzony przez Yezidis, Pogańskich czcicieli Diabła w Kurdystanie, którzy przejęli go od swoich wcześniejszych mistrzów z Babilonu. Taki czterdziestodniowy Wielki Post był przestrzegany na wiosnę przez Pogan Meksykańskich ku czci słońca. Był też obchodzony w Egipcie ku czci Adonis'a lub Osiris'a, wielkiego boga pośrednika. Wśród Pogan post ten był niezbędnym okresem przygotowawczym do corocznego festiwalu przypominającego śmierć i zmartwychwstanie Tammuz'a, obchodzonego poprzez płacz i radość, występujące na przemian. W Palestynie obchodzony był w miesiącu Tammuz czyli w czerwcu, w Egipcie w połowie maja, w Brytanii w kwietniu.
Celem pogodzenia Pogaństwa z nominalnym Chrześcijaństwem, Rzym zastosował swoją utartą politykę zmieszania obchodu Chrześcijańskiego i Pogańskiego, wprowadzając zręczną poprawkę do kalendarza. Opatowi Dionysius'owi Mniejszemu przypisuje się przesunięcie o cztery lata, daty ery Chrześcijańskiej, czyli narodzin Chrystusa. Przez ignorancję czy przez zamyślony plan, narodziny Pana Jezusa wypadły cztery lata później niż prawdziwe.
Początkowo post poprzedzający święta Wielkanocne był trzy-tygodniowy, osiągając sześć tygodni, czyli czterdzieści dni w roku 519, na mocy dekretu Soboru w Aurelii za czasów Hormisdas'a, Biskupa Rzymu. Kilka dni później Dionysius wprowadził wspomnianą poprawkę do kalendarza. Wprowadzenie nowego kalendarza spotkało się z żywym oporem. Różnica pomiędzy Chrześcijańską Paschą i Pogańskimi świętami Wielkanocnymi (Easter), narzuconymi przez Rzym, wynosiła cały miesiąc, i tylko użycie przemocy i przelewu krwi, zapewniło zastąpienie Chrześcijańskich obchodów związanych z Żydowską Paschą, przez festiwal Babilońskiej bogini.
Zwyczaje, które towarzyszą obchodom tego święta potwierdzają jego Babiloński charakter. Bułeczki Wielkiego Piątku i farbowane świateczne jajka występowały w Chaldejskich rytuałach. Takie same placki ofiarowywano królowej niebios, bogini Astarte, 1500 lat przed erą chrześcijańską. Mówi o tym prorok Jeremiasz: "Synowie zbierają drwa, ojcowie rozpalają ogień, a żony ich ugniatają ciasto, aby czynić placki królowej niebios." (Jer.7:18)
W Japonii, Chinach, Egipcie, Grecji, Babilonie, poświęcone jajka używane były w religijnych rytuałach. Wierzono, że z jaja ogromnej wielkości, które spadło z nieba do rzeki Euphrates, przetoczonego przez ryby na brzeg i wylęganego przez gołębie, wyszła Venus, która następnie nazwana została Syryjską Boginią, to znaczy Astarte. Odtąd jajko stało się symbolem Astarte'y czyli Easter. Mistyczne jajo Astarte'y symbolizuje arkę w czasach potopu, w której cała rasa ludzka została zamknięta. Rzymski Kościół zaadoptował to mistyczne jajo Astarte'y i poświęcił je jako symbol zmartwychwstania Chrystusa.